DYKTANDO 1989


prof. Andrzej Markowski

Zwiedziłem ostatnio nowo otwarty teatr w pewnym miasteczku w Rzeszowskiem. Otwarto by go bez wątpienia wcześniej, gdyby nie to, że prace wykończeniowe we wnętrzu budynku były prowadzone bardzo powoli. Dyrekcja budowy miała do rozważenia niebłahy problem, rozstrzygnęła go jednak jak najlepiej. Przerzucono po prostu robotników pracujących na zewnątrz do prac wykończeniowych we wnętrzu budynku na drugą zmianę, po południu. Praca od razu poszła sprawniej i z wolna zyskaliśmy pewność, że nieprzekroczenie terminu oddania budynku do użytkuj jest w pełni realne.

Za to gdy po raz pierwszy wszedłem do nowo wykończonego gma­chu, ogarnął mnie doprawdy niekłamany zachwyt. Równie harmonijnego wnętrza nie można by chyba było znaleźć gdzie indziej. W foyer, naprzeciw­ko głównego wejścia, a nieopodal [albo: nie opodal] bufetu, spod ażurowych abażurów fajansowych kinkietów płynęło delikatne światło, jakby utkane z różowej żorżety. Wnętrze było w większości empirowe, choć stojące gdzie­niegdzie etażerki przypominały raczej styl fin de siècle. W sali głównej pąso­wa kurtyna, zwieszająca się aż spod sufitu, była doskonale zharmonizowana z beżowymi obiciami krzeseł. A kiedy jeszcze naraz rozjarzyły się światła, niepodobna było powstrzymać okrzyku podziwu.

Na pewno przyjdę tu jesz­cze nieraz. Może by nawet było warto odwiedzać co dzień ten piękny gmach. Na razie jednak nie mam czasu. Muszę, jako zagorzały brydżysta, wziąć udział w turnieju o międzynarodowe mistrzostwo Walii w Cardiff, jako reprezentant mojego miasteczka znad Wisłoki. Będzie to wprawdzie nie pierwszy mój wyjazd za granicę, ale i tak muszę się bardzo starać o to, by przestrzegać w tym turnieju reguł fair play. Ale po powrocie będę jak najczęściej odwie­dzać nowy teatr, i to nie z nagła czy znienacka, lecz systematycznie, co naj­mniej co tydzień.